W trakcie tych jakże dziwnych wakacji, które różnią się od innych wieloma aspektami. Spotykanie się ze znajomymi w mniejszym gronie i unikanie imprez zarówno mniejszych jak i większych. Często z tyłu głowy myślę o nowym roku szkolnym. W poprzednim od marca uczniowie, nauczyciele, rodzice i dyrektorzy musieli sprostać dość trudnemu zadaniu jakim była kompletnie nieprzygotowana oraz nieprzemyślana edukacja zdalna. Nie mówię, że to był zły pomysł, bo uczniowie mają prawo do nauki oraz obowiązek szkolny. Kwestią sporną jest to jak ta edukacja zdalna wyglądała i wygląda. U mnie na początku było bardzo chaotycznie i nikt nie wiedział co się dzieje i jak to ma funkcjonować. Po pewnym czasie tj. około miesiącu dyrekcja ustaliła warunki pracy na zdalnych lekcjach, co znacząco poprawiło ich funkcjonowanie. Problemem pozostała jednak różnica w wydajności tych lekcji. Lekcje online prowadzone jako wykłady uczniów nie zachęcają, a co gorsza zanudzają. Doprowadza to ucznia do sytuacji, w której on sam już nie przywiązuje uwagi do danej lekcji. Nie jest to zresztą dziwne, bo jak słucha 4 lub 5 wykładów dziennie, w których nie ma w ogóle interakcji z innymi osobami, to samo do tego doprowadza. Uważam natomiast, że jako licealista jestem w stanie trochę przysiąść do notatek i zadań po lekcji. Licealista to jest w teorii osoba względnie uznawana za dojrzała i powoli wchodząca w dorosłość. Gorzej mają uczniowie i rodzice młodzych osób. Uczniowie klas 1-3 szkoły podstawowej nie są osobami, które mogą mieć tak prowadzone lekcje. Problem leży w tym, że dzieci jak to dzieci chcą się bawić z rówieśnikami oraz potrzebują też innej formy niż wykładów przed ekranem, w których nie ma interakcji. Do tego dochodzą też problemy opieki przez rodziców oraz umiejętne ograniczenie małym dzieciom dostępu do nowych technologii, aby nie były one od niej uzależnione 24/7. Dzieci w klasach 4-6 też nie mają lepiej. Mają więcej przedmiotów, aczkolwiek nadal będą potrzebować interakcji z prowadzącym zajęcia. Tego po prostu brakuje. Najbardziej jednak współczuje uczniom, którzy w nowym roku szkolnym zaczynają naukę w innym, nowym dla nich miejscu. Ciężko jest poznać swoich rówieśników tylko i wyłącznie poprzez konwersacje na messengerze czy rozmowach na discordzie. 
W tym momencie widać jaki mam stosunek do powrotu do szkoły. Uważam, że nie ma szans na to, żebyśmy wrócili do szkoły od września. Epidemia jak i wirus nie zniknęły i się nie skończyły. Powoli widać nadchodząca drugą falę w Hongkongu i Melbourne. Obydwa miasta wróciły do lockdownu. Czy nas to czeka? Na podstawie wypowiedzi wirusologów można wyciągnąć wniosek, że to bardziej pytanie kiedy, niż czy. Szkoły dla gospodarki i państwa to najmniej ważne sprawy, dlatego sądzę, że będą one traktowane gorzej niż restauracje czy kawiarnie.
Najlepsze szkoły w moim mieście mają około 700-800 uczniów plus około 50 nauczycieli. Co pokazuje jak wielkim skupiskiem ludzi one są. A wszyscy w takiej szkole muszą jakoś się znaleźć, bo chyba nikt jeszcze nie posiada zdolności teleportacji. Dlatego nawet nie sądzę, że wrócimy do szkoły we wrześniu. 
Chciałbym, żeby ministerstwo faktycznie przepracowało ten wakacje na zaplanowaniu edukacji zdalnej na ten rok szkolny. Możliwe, że części przedmiotów pobocznych trzeba zredukować ilość godzin, zmienić formę z suchego wykładu na zajęcia z aktywnym uczestnictwem uczniów oraz dostarczanie uczniom więcej interaktywnych materiałów. Najtrudniej według mnie będzie zorganizować edukację zdalna dla najmłodszych. Szczerze mówiąc nie mam nawet pomysłu co można zrobić, aby takie zajęcia dla nich uatrakcyjnić. A dla wszystkich, którzy się smucą powrotem do zdalnej edukacji to przypomnę, oznacza to, że można dłużej spać oraz nie trzeba się spieszyć autobus.Jeśli ktoś się długo zbiera, to możliwe,że nie będzie poświęcał aż tyle czasu swojemu wyglądowi. A jak ktoś zechce poeksperymentować to ma dość dużo czasu na próbę naprawy swojego wyglądu, jeśli się ta próba nie uda.